poniedziałek, 23 grudnia 2013

Od Chinatsu C.D. Od Moon

Spacerowałam niedaleko swojej jaskini, rozmawiając z roślinami, kiedy to się stało. Co jak co, ale flora i fauna zawsze sprowadzają najświeższe informacje, a czasami nawet wiedzą więcej niż nikt inny. To wspaniali sojusznicy, jednak jest wiele możliwości, które je mogą niszczyć. Najszczególniejszą z nich jest ogień, dlatego przez pierwsze dni starałam się trzymać z daleka od wilków władających tym żywiołem. Sprawiał on wielkie cierpienie naturze, a wraz nią cierpiałam i ja. Dotychczasowo najbardziej przerażał mnie Rin, który zdawał się władać płomieniami. I to nie byle jakimi! Pochodziły prosto z Gehenny, a on sam na kilometr pachniał demonizmem. Musiał być bardzo związany ze światem tych istot, jednak tego chciałam się dowiedzieć w swoim czasie, przy pomocy roślin. Zresztą najbardziej interesowało mnie jak ktoś związany z Gehenną przeniknął przez bariery? Czyżbym musiała pogadać z Shimo? On był za nie odpowiedzialny...
Co prawda okoliczności w jakich się tu pojawił też były intrygujące, ale te szczegóły pozostawiam jemu. W końcu to nie to jest tematem, który chciałam obrać. Tak to ze mną bywa, często odbiegam od tego co zaczęłam.
Tak więc, spacerowałam sobie, kiedy do moich uszu dotarł głos Galdora i poznanego wcześniej Aurn'a Sust'a. Kiedy się odwróciłam  dojrzałam pomiędzy nimi drobną lecz już na pierwszy rzut oka wielką duchem waderę, o jasnym umaszczeniu. Jej niebieskie oczy spoglądały na mnie bez krzty pokory, a mimo to biło od niej przyjaznym usposobieniem.
- Znaleźliśmy ją na obrzeżach, tuż przed barierą, pomiędzy pieczęciami północnymi. Shimo nie musiał przeprowadzać jej przez barierę. - zadeklarował Galdor. Obydwoje byli w watasze wojownikami i jako, że zobowiązani byli bronić terenu, nieraz znajdywali zabłąkane wilki. Przeanalizowałam ten krótki raport. Wilczyca musiała przybyć od strony Mizūmi no tamashī.
- Dziękuję wam. - odparłam. - Zgłoście się do Rin'a i powiedzcie, że ma wam coś przyrządzić. - dodałam po chwili. Powinni zostać nagrodzeni, a ze względu na fakt, iż niebieskooki zdążył mi się pochwalić swoim talentem kulinarnym postanowiłam to czasami wykorzystywać. Póki nie panuje głód ma szansę się wykazać, pomimo tego, że nie cierpię jak ktoś "bawi się jedzeniem". Basiory przytaknęły zgodnie i pobiegły w stronę jaskiń, szukać naszego szanownego kucharza.
- Jak Ci na imię? - zwróciłam się do wilczycy łagodnym tonem.
- Moon. -odparła krótko trochę zakłopotana.
- Jak tu trafiłaś?
- No cóż... tutaj raczej nie ma nic do opowiadania. Szwendałam się po świecie od dłuższego czasu, jednak nie udało mi się znaleźć watahy, która zgodziła się mnie przyjąć... Towarzyszyła mi tylko nadzieja i odziedziczony naszyjnik.
- Rozumiem... Myślę, że znalazłaś nareszcie cel swojej podróży. Tutaj chętnie Cię przyjmiemy, co ty na to? - zapytałam przysiadając na trawie. Wadera wolała postać.
- Ja.. Oczywiście! Zgadzam się! - wypaliła entuzjastycznie.
- W takim razie najpierw zaprowadzę Cię do medyczki, Fily. Na pewno coś poradzi na te pchły. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do wilczycy. Wolnym krokiem poczęłam prowadzić ją do "kliniki" - Powiedz mi proszę, Moon, zanim dopełnimy całej formalności, zadam podstawowe pytanie. Jakiego stanowiska masz zamiar się podjąć?
- Wojowniczki - odparła bez zastanowienia. Nie zdziwiło mnie to wcale, bo mając zaledwie dwadzieścia minut na przyjrzenie się jej czułam jakbym znała ją od lat. Tak, mam to do siebie, że potrafię rozpoznać charakter wilka kiedy tylko na niego spojrzę, a do niej to stanowisko pasowało idealnie.
- To tutaj. - rzekłam w końcu, kiedy stanęłyśmy przed jedną z większych jaskiń, u której wylotu przesiadywała Fily.

<Moon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz