piątek, 20 grudnia 2013

Od Argony - Polowanie

Ostatni promień słońca zgasł. Gwałtownie poderwałam się z ziemi i zaczęłam biec do przodu. Przez las. Niemal czułam oddechy demonów poruszających się w zaroślach. Ich ciche warczenie docierało do mnie ze wszystkich stron. Wiedziałam, że Polowanie się nie skończyło. I nie skończy się póki mnie nie dorwą - lub nie zginę.
Pierwszy stwór wyskoczył z zarośli przede mną. Nie przyglądałam mu się zbyt uważnie. O tej porze zazwyczaj pojawiały się tylko słabe demony. Znaki na moim ciele zalśniły i Ketsurui wyskoczył do przodu rozcinając wroga. Potem przystanął i zaczekał, aż go wyprzedzę. W pewnej odległości kontynuował bieg. To była nasza strategia. Ja biegłam z przodu i torowałam drogę, on bronił tyłów. To wystarczało przynajmniej na razie...
Na ścieżkę wyskoczył niespodziewanie Ghul. W mojej dłoni pojawił się miecz:

Wyciągnęłam go przed siebie i jednym precyzyjnym cięciem zniszczyłam demona. W szparze pomiędzy liśćmi ujrzałam księżyc w pełni. Wiedziałam, że do północy pozostało niewiele czasu. Wtedy demony są najaktywniejsze i najsilniejsze.
Teraz już raz za razem byłam atakowana przez coraz to nowe potwory; Ghule, Lapery, czy Gobliny nie były tu największym kłopotem. Zbliżająca się północ zwiększyła również moją moc.
Problemem okazała się spora gromadka Salamander. Spróbowałam je wyminąć, ale zagrodziły mi drogę. Wezwałam wokół siebie mrok i przemieszczając się w nim jak błyskawica zabiłam najbliższego osobnika. Ketsurui mnie dogonił i również zaatakował. Zdałam się całkowicie na nasze zdolności. Wyłączyłam umysł i zamknęłam oczy. Pozwoliłam, by przez moje ciosy płynęła energia z Gehenny. Poczułam, że staję się jednym z moim chowańcem i mieczem. Wokół mnie zalśniły błękitne płomienie ojca demonów. Ojca moich towarzyszy. Mojego ojca!
Podniosłam powieki. Ketsurui gdzieś zniknął. Stałam sama na osmalonej polanie. Salamandr również nigdzie nie było widać. Ale Polowanie trwało.
Ruszyłam dalej biegiem. Przez dłuższy czas bez problemów. W lesie panowała podejrzany spokój. Instynktownie czułam, że coś potężnego zbliża się w moim kierunku. Coś, z czy jeszcze nigdy przedtem nie miałam do czynienia. Wszystkie moje zmysły kazały mi uciekać, ale nie potrafiłam tego uczynić.
Zobaczyłam Go. Majestatycznie sunął pomiędzy drzewami, jaśniejąc błękitnym płomieniem. Przybliżał się ku mnie. Był coraz bliżej. Powrócił mi rozum. Pozostawiłam moje drugie "ja", by biegło dalej na Niego. Sama zboczyłam, wskoczyłam w mrok, stałam się niewidzialna. Biegłam na wschód. Poczułam, że uderzam w jakąś barierę. Przebijam się przez nią. Jestem w innym lesie. Już go nie widzę. Rozpłynął się razem z moim drugim "ja".
Biegnę dalej. W łapie dzierżę miecz. Wpadam na coś, zapewne jakiegoś demona. Atakuję mieczem. Zamiast się rozpaść ze stworzenia bucha krew. Krzyczy:
- Ałłłłłłłłłł!
I odskakuje szczerząc zęby. Na chwilę przystaję w pozycji bojowej. Taksuje go wzrokiem. Nigdy wcześniej takiego demona nie widziałam. A przynajmniej tego nie pamiętam. Wygląda na inteligentną istotę znającą mowę wspólną. Nie wygląda specjalnie groźnie. Nie ma olbrzymich szponów, rogów, skrzydeł i tym podobnych. Wygląda bardziej jak zwierzę.
"Co za paskudztwo!" przeleciało mi przez myśl, a potem "Co to może być??"
- Co ty wyprawiasz?? - krzyczy stworzenie
Jego szczęki odsłaniają jeden rząd ostrych zębów. Przez chwilę się waham. Nie ufam inteligentnym demonom. W końcu odpowiadam.
- Bronie się! Myślisz, że się tak po prostu Wam poddam??
(Dokończy ktoś?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz